Szukaj Pokaż menu

Typowe matki w akcji - jak tu ich nie kochać? II - Skoro urodziłam 6 dzieci, wyciągnę 6 dzieci

54 828  
277   47  
Matka jest tylko jedna! – to najprawdziwsza prawda i jeżeli jeszcze tego nie pojęliście, to chyba czas najwyższy. Są gotowe do największych poświęceń, otaczają bezwarunkową miłością i mają bezbłędne poczucie humoru. Jak nie wierzycie, to w tym artykule znajdziecie 20 dowodów...

Niesamowite mutacje genetyczne u zwierząt VI

45 399  
306   22  
Niezwykłe zwierzęta z niezwykłymi cechami genetycznymi.

Patologie polskiego budownictwa VII

54 263  
182   51  
„Komendancie!” – tak kazał nam do siebie mówić nasz nowy wujek, u którego wraz z moim jedynym prawdziwym przyjacielem Lejsem rozpoczęliśmy kolejną pracę w polskim budownictwie.

„Tak jest, Komendancie!” – mieliśmy odpowiadać na każde polecenie Komendanta, a on sam zaczął swoją przemowę:

To jest budowlanka, to jest sport wagi ciężkiej, nie jakaś tam piaskownica. Będziecie j*bać tu i tyrać, poleje się krew i pot, ale będziemy napierd*lać tematy. Temat za tematem. Bo jak nie, to tematy będą napierd*lały nas! Taka jest prawda. Albo napierd*lasz w temat, albo on w ciebie. I to ty decydujesz, kto ma jaką rolę. Tylko popatrzcie na tych wszystkich budowlańców dookoła. Jakie dziady, jakie paprochy. Inaczej by wyglądali, gdyby pracowali po mojemu.
Służyłem w Afganistanie, byłem w Legii, widziałem trupy, a wy mi mówicie, że tej elewacji się nie da pomalować? Da się ją, ku*wa, pomalować i zrobimy to. Teraz spójrzcie na to, to jest misja, każdy niewymalowany metr kwadratowy tej elewacji to przeciwnik, pieprzony terrorysta, którego trzeba pokonać. Pomalowanie każdego metra to pokonanie jednego przeciwnika, sk*rwysyna, który przyszedł tu gwałcić wasze matki, gwałcić wasze siostry, gwałcić wasze córki... Nas jest siedmiu plus ja, przeciwników jest tysiąc, ale my to rozpi*rdolimy w jeden dzień. Jesteśmy komandosami elewacji! Jeden dzień i ta elewacja jest nasza. Będziecie robić, co wam każę, i będziecie to robić, bo tylko tak pokonamy wroga. Niepomalowana elewacja to brak pieniądza, a pomalowana to zwycięstwo. Pieniądze, trofeum, amunicja do kolejnej akcji. Będziecie dymać w pocie czoła, przestawiać rusztowania i nieść pomoc kolegom, którzy nie będą mieli już siły. Będziecie moczyć wałki w farbie, a potem nanosić tę farbę na elewację i metr za metrem pokonywać wroga – Komendant ciągnął dalej, a na jego twarzy było widać coraz bardziej wychodzące żyły, no i robił się coraz bardziej czerwony.

Albo my go, albo on nas. Ale wy macie mnie, i ja was będę kopał w tyłki, żebyście szli do przodu. Mam największą firmę od elewacji, takie tematy robiłbym sam, jedną ręką w jeden dzień, ale jestem na takim poziomie, że mam od tego żołnierzy, sam już nie mam na to czasu, ja muszę tu myśleć strategicznie, dlatego malować będziecie wy! I mówcie do mnie Komendancie!



Stanął na baczność, a wtedy my krzyknęliśmy chórem:

Tak jest, Komendancie!

Taką nam przemowę zafundował nasz nowy wujek, który sam siebie zwał Komendantem. A zanim wydał komendę „spocznij i wałek w dłoń”, to pi*rdolił jeszcze dobre pół godziny o tym, jaki to nie jest zaj*bisty i zorganizowany i jaki nie jest lepszy od konkurencji, która jedyne co potrafi, to go kopiować. Na koniec kazał nam ruszyć do boju, stał na baczność i każdemu co chwilę krzyczał, co ma robić. Na swój sposób było to dziwne, ale praca u Komendanta faktycznie jakoś szła i w pół dnia mieliśmy pomalowaną połowę elewacji.
I malowaliśmy sobie tę elewację dalej, a Komendant dopingował nas, krzycząc na całą puchę:

AP-AP-AP-AP!!! Napi*rdalaaaać, napi*rdalaaać!!! Atak, atak!!!

I w pewnym momencie zobaczyliśmy, jak nagle do wszystkich dziur w ogrodzeniu budowy zapieprzają hordy przerażonych majstrów. Z daleka wyglądało to, jakby majstry dosłownie wylały się ze wszystkich budynków i wykopów budowy i zaczęły wyciekać przez płot. Wystarczyła chwila i budowa, która normalnie była jak mrowisko, jeśli chodzi o liczbę majstrów, to nagle opustoszała i przypominała przyczarnobylowską Prypeć (to miasto, które każdy z mieszkańców opuścił dosłownie tak jak stał, kiedy zarządzono nagłą ewakuację po awarii elektrowni jądrowej). Tak też wyglądała budowa. Wiaderka z wodą czy klejem, które ktoś niósł, stały sobie przy wejściu na budowę. Gdzieś kręciła się betoniarka, gdzieś tężał właśnie klej czy cekol w wiaderkach, gdzieś stała koparka z łychą pełną ziemi i to na pozycji górnej. Najlepszy był żuraw budowlany, na którym dyndał prefabrykat, kiedy dźwigowy „zniknął” z dźwigu. Po prostu wszystko wyglądało tak, jakby nagle wyparowali wszyscy budowlańcy.


No i zaraz się okazało czemu, bo i nasz Komendant zaczął drzeć mordę na cały regulator:

Kryć się, kryć się! Oddział spi*rdalać, odwrót, nieprzyjaciel w okopach, inspekcja pracy, kryć się – darł się w panice, bo w końcu nikt z nas zatrudniony nie był legalnie, tylko dymaliśmy na czarno, jak to zwykle wtedy bywało w budowlance.

Spi*rdalać, spi*rdalać, do tamtej dziury, spi*rdalać! – krzyczał Komendant i wskazywał palcem na najbliższą dziurę w płocie.

No i wszystko byłoby cacy, gdyby nie taki jeden Herman, na którego mówiliśmy Gering. Wywalił się chłop i spadł z rusztowania tak, że rozwalił se łeb i mu się tam pod tym rusztowaniem dodatkowo kark złamało. Leżał Gering w konwulsjach i nawet nic nie krzyczał. Komendant próbował go podnieść i wtedy Herman wydał taki gardłowy dźwięk i stracił przytomność. To go Komendant rzucił na glebę i czmychnął do najbliższej dziury w płocie, bo już inspekcja pracy była prawie obok Geringa.

I tak skończył Komendant swoją budowlaną karierę, mało tego – finalnie wydano za nim list gończy i miał on trafić do więzienia za wypadek Hermana Geringa. A żeby było jeszcze lepiej, to znów pracował z nami wtedy w brygadzie Patryk Gąsienica. I on powiedział, że jak Komendant pójdzie siedzieć, to on pośle grypsa do Sztumu, żeby chłopaki Komendantowi glinę przekopali, bo nam Komendant oczywiście nie zapłacił.


I tak kolejny raz skończyliśmy z Lejsem bez zapłaty za naszą pracę i znów musieliśmy szukać sobie nowej ekipy, w której zgodzimy się na najpodlejsze warunki, byleby tylko jakąkolwiek zaliczkę wyciągnąć i mieć co jeść do kolejnej zaliczki. Sytuacja była tym gorsza, że była jesień, a po jesieni miała przyjść zima. Zimą najgorzej było o robotę i kto nie złapał jej jesienią, ten zimę mógł przesiedzieć jako bezrobotny.

Ach, budowlanka...

W poprzednim odcinku

182
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Niesamowite mutacje genetyczne u zwierząt VI
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Najbardziej januszowe teksty, jakie pracownicy słyszeli w sklepie II
Przejdź do artykułu Dzieła literatury, które nie zostały docenione od razu
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu 5 szalonych teorii świata Harry'ego Pottera
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Jak mogłaby wyglądać współczesna rapowa bitwa wieszczów Mickiewicza i Słowackiego?
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Oni wiedzą, jak to jest być po drugiej stronie, bo przeżyli własną śmierć
Przejdź do artykułu Patologie polskiego budownictwa VI

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą