Gdy w okresie PRL-u wchodziło się do betonowej jaskini mieszkalnej
w dowolnym, szarym bloku, oczom gościa ukazywały się zawsze te
same rekwizyty. Oczywiście nie wynikało to z tego, że każdy Polak
miał taki sam gust, ale raczej z tego, że innych rzeczy na naszym
rynku po prostu nie było, a nie każdy miał szczęście posiadania
zamożnej rodziny w Rajchu. Dziś wiele z tych artefaktów odchodzi
w zapomnienie, pamiętające czasy Gierka przedmioty mają wartość
niemalże muzealną i na aukcjach internetowych osiągają zawrotne
ceny!
Ja wiem, że obecnie
samo słowo „meblościanka” przywołuje podobny powiew żenady co "boazeria" – wynalazek świadczący niegdyś o tym, że jej właściciel jest
„przy kasie” oraz ma niezwykle wyszukany gust. Przyznać trzeba
jednak, że to rozwiązanie było bardzo wygodne, bo umożliwiało
maksymalne zagospodarowanie stosunkowo niewielkiej ilości miejsca –
szczególnie gdy ktoś mieszkał w małym, betonowym sześcianie, typowym dla stawianych masowo w latach 70. bloczysk.
Twórcami pierwszej
meblościanki była amerykańska para Charles i Ray
Eames, którzy na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku
zaprojektowali taki właśnie segmentowy, utrzymany w modernistycznym klimacie mebel. To wyśmienite rozwiązanie nie
znalazło jednak odbiorców wśród amerykańskich, żyjących w
jednorodzinnych domach rodzinek i produkt ten szybko zniknął z
rynku.
Tymczasem już
dekadę później bardzo podobną meblościankę pokazano na wystawie
zorganizowanej przez warszawską spółdzielnię „Ład”. Projekt
od razu zwrócił uwagę gości – przecież mógł on być
prawdziwym wybawieniem dla Polaków cisnących się niczym sardynki w
małych mieszkaniach! Dziesięć lat później
pierwsza rodzima meblościanka pojawiła się w sprzedaży, a
niedługo potem w Polsce istniało już 120 przedsiębiorstw
zajmujących się produkcją tych mebli. Największą popularnością
cieszył się produkt powstały według pomysłu
Bogusławy i
Czesława Kowalskich.
Z czasem, gdy w
polskich domach zagościły radzieckie telewizory, projektanci
zaczęli, obok szafek, szuflad i „wystawek” na babcine kryształy,
organizować przestrzeń na umieszczenie takiego właśnie
odbiornika.
Warto też dodać,
że mimo istnienia wielu firm zajmujących się tworzeniem tych mebli, liczba meblościankowych wariantów oraz wzorów była dość
niewielka. Istniała jednak furtka dla wszelkich „złotych rączek”
i pomysłowych konstruktorów – wielu producentów sprzedawało
luzem poszczególne elementy tych konstrukcji. Przy odrobinie
wyobraźni można więc było, wykorzystując je, stworzyć sobie
swój własny, unikalny mebel.
W 1952 roku na
polski rynek triumfem wkroczył nasz pierwszy rodzimy odkurzacz.
Został on skonstruowany w zakładach Zelmera. Linia tych urządzeń
(występujących pod nazwą Alfa) rozwijana była aż do połowy lat
80.! Prawdopodobnie najczęściej spotykanym i najdłużej
produkowanym sprzętem była Alfa K2 – na rynku był on dostępny
nieprzerwanie przez 24 lata!
Głośny, pozbawiony jakichkolwiek
filtrów workowy odkurzacz sukcesywnie udoskonalano. I tak na
przykład w kolejnych wersjach można było do materiałowego wora założyć papierową torbę, która miała funkcję dodatkowej
osłony przed wydmuchiwaniem kurzu. Z czasem też pod
charakterystyczną konstrukcją Alfy krył się już zupełnie inny,
mocniejszy silnik, a nawet i
wskaźnik zapełnienia się worka! Nikt
natomiast nie wpadł na to, aby zamontować w tych urządzeniach
kółka, przez co niejeden parkiet w polskich blokach został
paskudnie zryty przez szyny lub nóżki, które instalowano w
odkurzaczach.
Pewną mało znaną
funkcją Alf było to, że po założeniu specjalnej przystawki z grzałką do rury wylotowej można je było
używać jako suszarki.
Bojownik Cmos tak nam przybliżył zasadę działania tej odkurzaczowej funkcji:
"Konstrukcja była taka, że ta elastyczna rura odkurzacza miała gwint i można ją było przykręcić i z przodu, i z tyłu odkurzacza. Żeby podłączyć suszarkę trzeba było najpierw w otwór wylotowy wkręcić bakelitową przejściówkę, a potem nasadzić suszarkę. Suszarka miała też bakelitową obudowę, a w środku spiralę grzejną. Na dole były dwa styki do prądu (jak końcówki wtyczki do sieci), na górze śrubka z bakelitową główką, żeby zaaretować suszarkę na przejściówce."
Firma, która dała
nam legendarny radioodtwarzacz kasetowy, wypuściła też na rynek
polską odpowiedź na Walkmana! Zakłady Radiowe im. Marcina
Kasprzaka w Warszawie już w 1957 roku produkowały pierwsze w naszym kraju lampowe odbiorniki (w dużej części na szwedzkiej licencji), a
niedługo później rozpoczęły podbój rodzimych sklepów magnetofonami oraz radiami samochodowymi.
Idąc z duchem
czasów, naturalnym rozwojem dla tej firmy było wprowadzenie na półki urządzeń przenośnych i magnetowidów (lata 70.) oraz –
dekadę później – małych, mobilnych odtwarzaczy kasetowych
wzorowanych na szlagierowym produkcie firmy Sony.
Kajtek PS 101 był naśladowcą rozwiązań wykorzystanych w Walkmanie. Tylko
gorszym. Przede wszystkim kasetę można było
przewijać jedynie do przodu, a klapka otwierana była ręcznie i
dość szybko psuła się lub najzwyczajniej w świecie odpadała.
Fatalnym przeoczeniem było też to, że projektanci tego sprzętu
zapomnieli o umieszczeniu klipsa, dzięki któremu Kajtka można
byłoby przypiąć do paska w spodniach. Żeby tego było mało,
producent wpadł na pomysł, aby urządzenie to wprowadzić na
zachodni rynek pod nazwą…
Walker, co oczywiście od razu
sygnalizowało, że polski Kajtek jest niczym innym, jak kopią
Walkmana. Tylko gorszą...
Oto cudowne urządzenie,
które potrafiło zarówno nagrzać altankę, jak i wysuszyć
borowiki po owocnym grzybobraniu! W wielu domach do dziś znaleźć
można ten charakterystyczny, pomarańczowy (zazwyczaj) sprzęt i istnieje duża
szansa na to, że po podłączeniu do prądu dmuchnie on ciepłym
powietrzem i martwym roztoczem.
W języku polskim
częściej niż z „termowentylatorem” spotkamy się z określeniem
„farelka”. To dlatego, że producentem tych aparatur była
Kętrzyńska Fabryka Sprzętu Elektrotechnicznego Farel, która
działała na naszym rynku od 1948 roku, a w 1995 roku została
przejęta przez firmę Phillips. Podobnie jak w przypadku odkurzaczy
Alfa, tak i w przypadku farelek (konkretnie – modelu OTW-2)
stworzono osobną linię urządzeń skierowanych na eksport. W tych
ostatnich klasyczne, plastikowe podstawki zamieniono na
porządniejsze nóżki wykonane z metalu.
Mimo swych
stosunkowo niewielkich rozmiarów, poczciwa farelka była prawdziwym
pożeraczem energii. Ta dmuchawa miała moc 2000 W i przy
nierozsądnym użytkowaniu potrafiła poważnie nadwątlić zawartość
polskiego portfela. Zaletą jednak było to, że nikt nie słyszał o
farelce, która kiedykolwiek by się zepsuła…
Ta sama firma, która
stworzyła legendarny termowentylator, wprowadziła też na rynek
inne, kultowe wręcz, urządzenie. Mowa o
suszarkach SRN-15A oraz
SR-14!
Wprawdzie pierwsze
pralki trafiły do Polski już w latach 50., jednak nikogo nie było
stać na zakup tych zagranicznych urządzeń. Tę niszę w rynku
zauważył ktoś z Zakładu Wyrobów Metalowych w Kielcach i już pod
koniec tej dekady swoją pralkę zaprezentowało przedsiębiorstwo,
które dotąd zajmowało się produkcją pieców żeliwnych, maszyn
rolniczych, hełmów, kuchni polowych, a nawet pancernych nadbudów
do ciężarówek Star, będących na wyposażeniu Milicji
Obywatelskiej (w ten sposób powstały znienawidzone przez
demonstrantów pojazdy o nazwie
Hydromil, które służyły do
rozpędzania nielegalnych zgromadzeń za pomocą armatek wodnych).
Pierwsze egzemplarze Frań były dość prymitywne, chociaż już od początku posiadały dwie
komory z ocynkowanej blachy i silnik o mocy zaledwie 180 W!
Z czasem zaczęto dokładać dodatkowe wyposażenie. I tak też co bardziej
wypasione modele posiadały np. manualną wyżymaczkę, a prawdziwą
rewolucją były pralki, do których nie trzeba było wlewać gorącej
wody, bo pralka ta miała na pokładzie wmontowany system grzewczy.
Można by rzec, że
emerytka Frania jest jednym z najdłużej produkowanych
reliktów zamierzchłej epoki. Od kieleckiej firmy ZWM część linii
produkcyjnej odkupiło przedsiębiorstwo Emalia Olkusz, które
wznowiło sprzedaż legendarnej, wirnikowej pralki wraz z prawami do
korzystania z jej nazwy. W 2014 roku markę odkupiła firma Kalisto z
Myszkowa, gdzie dawniej istniała fabryka tych urządzeń! Obecnie
Frania znowu jest na rynku i cieszy się sporą popularnością wśród
posiadaczy…
jachtów!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą