Lata 90.: Coca-cola w szklanych butelkach, teledyski Backstreet Boys na kanale Viva i Michael Jordan w filmie „Kosmiczny mecz”...
...Dodajmy do tego jeszcze Poloneza kupionego na giełdzie samochodowej, encyklopedię PWN, którą dostawało się na komunię i już mamy pełen obraz. Chociaż brakuje tu jeszcze jednej rzeczy. Co by to mogło być...? Oczywiście jest to podrobiona konsola Pegasus, którą można było nabyć na każdym bazarku. No a do niej oczywiście te wszystkie gry „1000 in 1”, gdzie tak naprawdę był tylko Mario z setkami różnych map.
Kiedy myślimy o Pegasusie, to do głowy przychodzi jeszcze jedna rzecz: pistolet, dzięki któremu mogliśmy polować na kaczki lub strzelać do groźnych bandytów na Dzikim Zachodzie. Czy jednak zastanawialiście się kiedyś, jak to wszystko tam działało i czy nie było to przypadkiem zwykłe wciskanie kitu? Odpowiedź jest prosta: nikt nam nie wciskał kitu, a pistolet (tzw. Light Gun) korzystał z rozwiązań, których historia sięga lat 30. ubiegłego stulecia. Zacznijmy więc od początku.
Na długo przed II wojną światową firma Seeburg zajmowała się produkcją lamp elektronowych i szaf grających. W roku 1936 przedsiębiorstwo postanowiło podbić jeszcze jeden rynek i wypuścić automat o nazwie Ray-o-lite Rifle Range. Była to drewniana skrzynka z namalowanym w środku krajobrazem, dwoma przeszkodami oraz celem w postaci kaczki. Ptak poruszał się po specjalnej szynie, a w jego wnętrzu znajdowała się soczewka oraz fotokomórka.
Do kaczki strzelało się ze specjalnej strzelby (która z wyglądu przypominała prawdziwą broń), za pomocą „promienia światła”. W chwili naciśnięcia spustu promień trafiał do fotokomórki i aktywował cały mechanizm, dzięki czemu gracz zdobywał punkty. Na planszy znajdowały się przeszkody, za którymi kaczka co jakiś czas się chowała. Sama strzelba miała dość duży zasięg, a więc gra nie należała do najłatwiejszych. Z czasem Ray-o-lite Rifle Range ewoluował i dodawano do niego nowe rozwiązania. Pojawił się nawet niedźwiedź, na którym zamontowane były aż trzy fotokomórki. Kiedy aktywowało się jedną z nich, miś zmieniał pozycję i ujawniał kolejne cele.
W trakcie wojny produkcja stanęła w miejscu, a ludzie zaczęli przerabiać swoje automaty na różne sposoby. Na rynku obecne były nawet wersje, gdzie cel stanowili niemieccy żołnierze ukryci w okopach. Potem tak naprawdę nie działo się nic rewolucyjnego, aż do momentu zapożyczenia technologii przez Nintendo. Bowiem na całkiem podobnej zasadzie, z jaką mieliśmy do czynienia w przypadku Ray-o-lite Rifle Range, działa Light Gun. To ten malutki, plastikowy pistolecik, który znajdował się w zestawie z każdym Pegasusem z bazaru. To jednak również ten sam pistolet, w który wyposażona była oryginalna konsola od Nintendo.
W zależności od wersji można było natknąć się na dwa różne rozwiązania. To mniej skomplikowane wyglądało w następujący sposób: kiedy naciskaliśmy spust pistoletu, konsola wysyłała do telewizora sygnał, a ten wyświetlał jedną czarną klatkę z niewielkim białym kwadracikiem (kwadrat znajdował się oczywiście w miejscu, w które gracz musiał trafić). Następnie białe światło naszego celu odbierane było przez całą aparaturę umieszczoną w lufie pistoletu (fotodiodę oraz filtr pasmowy) i w ten sposób konsola była w stanie ustalić, czy gracz trafił w wyznaczony cel.
Przy dwóch obiektach sprawa wyglądała dość podobnie i zasada działania również była podobna. W takim układzie pojawiały się po sobie dwa kwadraciki w krótkim odstępie czasu.
Oczywiście można było oszukać cały mechanizm, celując cały czas w inne źródło światła (na przykład w żarówkę). O tym producenci również pomyśleli i po pewnym czasie na rynku pojawiła się udoskonalona wersja. Ta dodatkowo sprawdzała, czy aby na pewno celujemy w telewizor. Konsola wyświetlała dodatkową czarną klatkę, aby ustalić, czy jasne światło przestanie na moment wpadać do lufy czy też nie.
Na rynku obecne były jeszcze pistolety korzystające z nieco innego rozwiązania. To z kolei wykorzystywało przypadłość telewizorów kineskopowych - chodzi o wyświetlanie obrazu z góry do dołu. Dzięki temu konsola mogła precyzyjnie określić, w który punkt ekranu skierowany był celownik pistoletu.
W dzisiejszych ekranach ta technologia oczywiście już nie działa. Jej żywot zakończył się niestety wraz z wprowadzeniem monitorów LCD. Teraz możemy korzystać z innych rozwiązań, takich jak kontrolery Move od Playstation czy piloty do konsoli Wii. Są one jednak dużo mniej precyzyjne od starych pistoletów z Pegasusa, ponieważ ich pozycja w przestrzeni określana jest za pomocą sensorów podczerwieni lub kamer. Można więc śmiało, choć raczej żartobliwie powiedzieć, że w tej dziedzinie zrobiliśmy kilka kroków w tył, a szkoda... Przecież Pegasusy były takie fajne!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą