Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Artyści, którzy skutecznie ukrywają swoją prawdziwą tożsamość

200 693  
433   58  
Większość osób, które marzą o międzynarodowej sławie, nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo ciężkie jest bycie rozpoznawalnym dosłownie w każdym miejscu na świecie.

Po latach robienia kasy można się zawsze wycofać w cień, zaszyć w norze i nie wystawiać z niej nosa aż do śmierci. Albo... albo można wziąć przykład z Batmana i przez cały okres bujnej kariery skutecznie ukrywać swoją prawdziwą osobowość.

Shigeo Tokuda

Gwiazdy porno często ukrywają swoją prawdziwą tożsamość. Nie wiemy, czy wynika to ze wstydu, czy z próby nadania sobie znamion artystycznej otoczki. Przyznajcie jednak, że ksywka Clit Eastwood brzmi znacznie bardziej majestatycznie niż np. Janusz Kwasigroch.

Jednym z gwiazdorów kina dla dorosłych, który wyjątkowo zaciekle ukrywa swoje prawdziwe nazwisko, jest facet o pseudonimie Shigeo Tokuda. Niech was nie zmyli fizjonomia mistrza Miyagi – ten 74-letni staruszek to rębacz jakich mało.
Kiedyś pracował w biurze podróży, ale po przejściu na emeryturę postanowił nieco poszaleć i... zagrał w 350 filmach porno. Dotychczas Shigeo starał się robić wszystko, aby jego żona nie poznała tego całkiem dobrze płatnego hobby, ale niestety - całkiem niedawno sprawa wyszła na jaw. Teraz razem starają się nie dopuścić do tego, aby syn leciwego aktora dowiedział się, co jego tatko robi, gdy go nie ma w domu.


Banksy

Banksy to urodzony w Bristolu uliczny graficiarz, który swoją karierę zaczął na początku lat 90. Po latach bazgrania po ścianach, utalentowany Anglik wypracował sobie charakterystyczny, oparty na szablonach, styl. W ciągu ostatniej dekady Banksy coraz chętniej wychodzi z podziemia. Trudno się dziwić - gość uznawany jest za wielkiego artystę, a jego dzieła oglądać można było na całkiem oficjalnej wystawie.

Jego uliczne prace również traktowane są z nieco większym szacunkiem niż murale innych twórców - w 2012 roku sprzedano na cele charytatywne wycięty z elewacji fragment ściany, na którym widniało jedno z nielegalnych dzieł Banksy'ego. Pomimo niesłabnącego zainteresowania jego osobą, w dalszym ciągu (pomimo kilku podejrzeń...) nie wiadomo, kim słynny artysta naprawdę jest.


El Santo

Lucha libre to taka meksykańska wersja wrestlingu, która przez wielu traktowana jest niemalże jak religia... Ikoną zapasów jest El Santo - zamaskowany osiłek, który często określany jest mianem „największej legendy meksykańskiego sportu”.

Był on tak popularny, że jego mniej oficjalne przygody trafiały na kartki komiksów. El Santo grywał też w niezliczonej ilości filmów, a na jego cześć stworzono całkiem niedawno emitowany na Cartoon Network serial animowany. Przez cały okres swej kariery zapaśnik nigdy nie zdjął publicznie swej maski. Podobno spał, jadł i mył się w charakterystycznej kominiarce na twarzy.

W 1984 roku emerytowany już El Santo pojawił się w pewnym programie rozrywkowym i zupełnie bez zapowiedzi, ku ogromnemu zaskoczeniu meksykańskiej widowni, ściągnął z twarzy maskę. Można ten gest potraktować jako pożegnanie się z fanami - dwa miesiące później legendarny zapaśnik dostał silnego ataku serca i wyzionął ducha.

GWAR

No dobra - akurat ci goście już nie ukrywają swojej tożsamości, mimo że pod maskami i dziwacznymi kostiumami trudno ich rozpoznać. Warto jednak wspomnieć o tych kreaturach wyrosłych na zgliszczach glam rocka, kloacznego heavy metalu i cholera wie czego jeszcze. W rzeczywistości zespół ten powstał tylko po to, aby grać jako support przed kapelą Death Piggy.


Występy GWAR były tak idiotyczne, absurdalne (członkowie grupy „mordowali” na scenie gumowe zwierzaki!) i zupełnie niepoprawne politycznie, że po takim przedstawieniu główna gwiazda imprezy miała wypadać lepiej niż dobrze. W rzeczywistości pod lateksowymi wdziankami kryli się muzycy z Death Piggy... Trochę się zdziwili, gdy okazało się, że coraz więcej osób przychodzi zobaczyć koncert popaprańców z GWAR. I tak też narodziła się formacja, która inspirowała kolejne pokolenia popieprzonych muzyków z metalowego światka.



Prince

Głupio faceta nie znać. Artysta ten jest jednym z najbardziej płodnych twórców w historii muzyki. Prawdopodobnie w chwili, gdy piszemy te słowa, Prince zdążył już nagrać dwa albumy i kilka ścieżek dźwiękowych do filmów. Jak dotąd muzyk ten ukrywa się pod aż 27 pseudonimami scenicznymi, a swe prawdziwe imię (Prince Roger Nelson) ponoć zmienił już cztery razy...

W 1993 roku wytwórnia Warner Brothers usiłowała nakłonić artystę do wydawania mniejszej ilości płyt – w ten sposób można byłoby skupić się na lepszej promocji poszczególnych dzieł niż na ciągłym zalewaniu rynku prince'owymi albumami.Prince nie mógł zerwać kontraktu z wytwórnią. Zamiast tego zaczął nagrywać pod nowym pseudonimem, którego nijak nie dało się wypowiedzieć, bo był to... symbol. O taki:

Aż do 2000 roku, kiedy to zakończył się kontrakt z Warnerem, muzyk określany był przez wszystkich „artystą niegdyś znanym jako Prince”.

Buckethead

Jeśli chodzi o muzyczną płodność, to Prince musi ustąpić temu panu. Oto Buckethead - artysta, który udzielił się na niemalże 150 albumach (z czego 40 to jego solowe projekty).


Gitarzysta ten chyba najbardziej znany jest ze współpracy z Axlem Rose podczas nagrywania niesławnego „Chinese Democracy”. Mimo że Buckethead odszedł z G'n'R parę ładnych lat wcześniej, jego partie znalazły się na tym albumie. Chociaż wszyscy wiedzą, jak ten ekscentryczny wioślarz ma na imię (Brian Caroll), to chyba mało kto widział jego prawdziwą twarz (tu jedno z jego niewielu zdjęć bez charakterystycznego nakrycia głowy). Facet występuje na scenie w masce i w kubełku po nuggetsach z KFC na głowie. Legenda głosi, że muzyk został wychowany przez stado kur, które podziobały mu twarz tak bardzo, że teraz musi ją zasłaniać. Obecnie jego misją jest ostrzeżenie świata przed zbliżającym się kurzym holokaustem. Zresztą temat tych nielotów bardzo często przewija się w twórczości Kubełkogłowego.

Buckethead nie mówi. Nie wiadomo, czy to również ma coś wspólnego z drobiem, czy facet jest po prostu nieśmiały. W jego imieniu wypowiada się niejaki Herbie - to gumowa pacynka, którą gitarzysta zakłada na dłoń. To dzięki niemu wiemy, że dźwięki wydawane przez gitarę Bucketheada są w rzeczywistości wrzaskiem zemsty wszystkich zamordowanych przez ludzi kur.


Wróćmy jeszcze na moment do kurzego fetyszu zamaskowanego miłośnika KFC. Podobno gość dał się we znaki Axlowi Rose, zaskakując go pewnym nietypowym żądaniem, dotyczącym warunków w studiu, gdzie muzycy mieli nagrywać "Chinese Democracy". Buckethead zasugerował, że czułby się znacznie bardziej komfortowo, gdyby mógł pracować w kurniku... Jego życzenie zostało spełnione - w studiu postawiono kurzy dom. Wewnątrz znalazł się telewizor, na którym Buckethead bez przerwy oglądał wyjątkowo obleśne filmy porno. Podobno takie warunki działały na niego wyjątkowo inspirująco.
2

Oglądany: 200693x | Komentarzy: 58 | Okejek: 433 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało