Szukaj Pokaż menu

Lekcja anatomii kobiecej

186 195  
880   42  
Po petycji podpisanej przez setki mężczyzn rozczarowanych tym raportem, na Ziemię przybyła inna grupa kosmitów i zajęła się badaniem anatomii kobiety.

Carving owocowy, czyli arcydzieła z owoców

66 090  
394   4  
Nie wiem jak was, ale mnie to jakoś zupełnie nie rusza, nie wiem, może kwestia gustu. Nie wyobrażam sobie siebie dłubiącego godzinami w marchewce, czy arbuzie. Aczkolwiek szacunek dla twórców.

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXXV

34 551  
111   9  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś, z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania, i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

UKARANE LENISTWO Z HAPPY ENDEM


Jako że będąc w 1 klasie podstawówki, miałam duuuże podwórko - byłam dumną posiadaczką namiotu. Namiot zwykły, rurki i ścierka na nie nałożona. Pewnego pięknego wieczoru, gdy na zabawę na dworze było stanowczo za późno, postanowiłam owym namiotem pobawić się w domu.
Wyjęłam więc rurki i ruszyłam do szafki po ścierkę. Wzięłam jedną z rurek ze sobą. Z czystego lenistwa i przejawów głupoty, zamiast odłożyć rurkę (dość długą) na podłogę, wzięłam ją do ust. Niestety, na wyższej szafce ścierki nie było, więc... pochyliłam się do niższej z półek, zapominając o rurce tkwiącej w ustach. Efekt? Wycieczka na pogotowie z rozwalonym podniebieniem i mnóstwem krwi wokół. Lekarz jednak stwierdził, że szyć nie trzeba, ale przez najbliższy tydzień miałam jeść lody (co akurat ucieszyło mnie baaardzo). Do dziś mam nierówne podniebienie.

by Cukierek69 @

* * * * *

TRAUMATYCZNE PRZYGODY KSIĘCIA IKTORNA (KTOŚ GO PRZEBIJE? MA NAOCZNEGO ŚWIADKA WSZYSTKICH BLIZN I WYDARZEŃ)

Mając 3,5 roku pojechałem pierwszy raz na wieś. Trafiłem na żniwa. W owym czasie jeszcze woziło się siano w formie luźnej, jako wielką kupę na wozie. Postanowiłem wyleźć na nią i zobaczyć, jaki z niej widok. Podówczas nie wiedziałem, że siano jest śliskie. Efekt? Spadłem z samego wierzchołka głową w dół, ale na wyprostowane ręce, łamiąc jedną z nich.

Wczesna podstawówka. Ganiałem się kumplem po klasie, bo jakoś tak się stało, że nie było na chwilę nauczyciela. Pośliznąłem się na wylanej wodzie i wywaliłem głową na kaloryfer żeberkowy. Teraz nosze długie włosy więc nie wydać dwóch idealnie równoległych blizn tuż powyżej linii włosów.

Będąc dość małym (9 lat) postanowiłem podlać mamie paprotki wiszące u sufitu. Ponieważ były zbyt wysoko podstawiłem sobie krzesło. W związku z faktem, że nie sięgałem do kwiatka moją konewką (ale niewiele mi brakowało ) postanowiłem jedną nogę oprzeć na oparciu. Krzesło się wywróciło, a ja walnąłem głową w ścianę. Pewnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale ponieważ obie ręce miałem zajęte konewką i uniesione ponad głowę uderzyłem całym niepohamowanym impetem. Zgrubienie na czaszce mam do tej pory.

Około 4 klasy podstawówki rzucałem się z kolegami śnieżkami. Zabawa szła w najlepsze, dopóki - ku mojemu zdziwieniu, a przerażeniu kolegi - mojej ręki nie opuściła czerwona śnieżka, mimo że lepiłem ją z białego śniegu. Jak się okazało w śniegu było szkło i przeciąłem sobie tętnicę na nadgarstku Wizyta u chirurga, łapanie tętnicy i 2 szwy. Bliznę mam do dziś dzień.

Lato tego samego roku. Zabawa w złodziei i policjantów. Amunicje stanowiły rzepy, jako że te przyczepiały się do ubrania i trudniej było powiedzieć, że się nie dostało, jak się dostało. Pech chciał, że kolega rzucając serią trafił mnie w twarz. I pewnie nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że zaczęło potem mnie boleć oko. Okulista wyciągnął mi z oka kilka centymetrów nitek, które są na rzepie oraz jeden haczyk wbity w wewnętrzną część powieki.

W trakcie bójki podstawówkowej (ok. 5 klasy) przycisnąłem kumpla do ściany i przywaliłem mu z pięści w czoło. Niestety, kolega nie dał rady uniknąć ciosu, a ściana znajdująca się tuż za nim uniemożliwiła odchylenie się głowy do tyłu. W efekcie nabiłem mu dwa solidne guzy jednym ciosem, a sobie złamałem kość w nadgarstku.

Późna podstawówka. Bawiłem się z kumplem przed lekcjami w szatni w rycerzy. Oczywiście używaliśmy różnej broni, takiej jak linijek, zeszytów, ołówków. I wszystko było dobrze, dopóki kumpel nie przekształcił wieszaka na ubrania w kopię. Mając taką broń zaszarżował na mnie i przybił mnie do ściany. Potem chodziliśmy i szukaliśmy higienistki po szkole (ja będąc w szoku, ale w całkiem dobrym humorze). Gdy opuszczałem rękę skóra zsuwała mi się gdzieś w okolice łokcia odsłaniając mięśnie i cieknące osocze. Skończyło się oczywiście na pogotowiu i 20 szwach (z którymi potem wlazłem na drzewo i 4 puściły). Bliznę prawie dookoła ręki mam do dziś.

W wieku 14 lat  wracałem z boiska i przebiegałem przez metalowy mostek ponad rurami ciepłowniczymi. Stopnie pospawane z kątownika nie były w żaden sposób zabezpieczone na kantach. Pech chciał, że potknąłem się i rozciąłem kolano. Krwi z miejsca pełno, ale jako że rany wszelakie nie były już nowością dla mnie, więc dziarsko ruszyłem do domu. Tam panika i na pogotowie. Lekarz był widać wskazujący na spożycie, bo stwierdził, że szyć nie trzeba i połapał mnie na plastry. A ja wtedy pierwszy i ostatni raz widziałem swoją chrząstkę bez otoczki skóry. Blizna jest do dziś.

Zbliżając się do 18 urodzin grałem z kolegami na WF w piłkę nożną. Jako że była to ostatnia godzina lekcyjna nauczycielka zelżyła trochę nadzór i gra stała się ostrzejsza. W trakcie którejś próby przejęcia piłki trafiłem nogą w kant ławki. Tenisówka poszła z miejsca w strzępy, ale ja byłem przekonany, że to tylko stłuczenie i grałem dalej. Poniewież na następny dzień noga nie chciała mi się zmieścić do buta, więc pojechaliśmy na pogotowie, a tam rentgen wykazał pęknięcie kości podstawy dużego palca. I tak 18 urodziny oraz ferie spędziłem z nogą w szynie. Miejsce pęknięcia mam grubsze do tej pory.

Jako prawdziwy twardziel doświadczony przez los zapisałem się na kombat64 (dość brutalna sztuka walki). Na jednym z treningów partner dociągnął dźwignię, skutkiem czego łokieć pierwszy i ostatni raz w życiu zgiął mi się w przeciwnym kierunku. Nie chcąc przyznać się instruktorowi, rodzicom itd. szybko ubrałem się z pomocą kumpla i zwinąłem z treningu (szok pomógł mi w tym wybitnie) pod pozorem złego samopoczucia i nudności. W domu na początku nie chciałem się przyznać, ale tata doczepił się, że akurat wtedy nauczy mnie wieszać "jak się należny" kurtkę na wieszaku. Kurtkę powiesiłem, ale już nie dałem rady i powiedziałem, że spadłem z kasztanowca i mam dziwną rękę. I znowu szpital. W pierwszym szpitalu po zrobieniu rentgena chirurg rozłożył bezradnie ramiona i wysłał mnie do drugiego, w którym powiesili mnie na 4 tygodnie na wyciągu.

Mając 20 lat uciąłem sobie opuszek na krajalnicy, po czym samodzielnie przyszyłem na miejsce, ponieważ  trzymał się jeszcze na jakimś kawałku skóry. Po czym opatrzyłem ranę i tyle. Niestety, mama weszła do kuchni nim usunąłem ślady krwi i musiałem się przyznać do wszystkiego. Oczywiście wizyta na pogotowiu, a tam wymienili mi moje szwy na profesjonalne. Do tej pory mam kolistą bliznę na opuszce i nie mam w niej czucia.

Wiek: dwadzieścia parę lat. Jako wielki fan przemierzania wszelkich naturalnych terenów (w tym ogródka ) na bosaka, biegałem po ogrodzie. Jako że nie miałem butów zdziwiłem się dość znacząco gdy znalazłem w trawie starą siekierę. Ponieważ ból i krew nie są mi obce, a i szwów nazbierałem już całkiem sporo, postanowiłem samemu zszyć sobie duży palec u prawej nogi. Tak więc poszedłem do sypialni rodziców z liściem jakimiś na nodze, żeby śladów krwawych nie zostawiać. Wziąłem igłę i nici i zszywać zacząłem. Gdy już kończyłem weszła moja mama i zapytała co robię .Odpowiedziałem obojętnie, że szyję sobie palec. Mama zamknęła drzwi mówiąc "acha". Po chwili jednak wparowała blada jak ściana do sypialni z pytaniem "Co robisz?!" Ja odciąłem nitkę i powiedziałem. że już nic. Mimo namów nie zgodziłem się pojechać do lekarza, a szwy wyciągnąłem sam. Blizny prawie nie ma.

W wieku 23 lat pomagałem rodzicom na ogrodzie, usuwając uschnięte kikuty rośliny jednorocznej. Pech chciał, że schylając się by wyciąć jeden z nich na drugi nabiłem się okiem. Efekt: pierwszy i ostatni raz w życiu leciała mi krew z oka jak z palca. Okulista wyciągnął mi ponad 2-centymetrową drzazgę tkwiącą tuż koło gałki ocznej i sporo innych. Przez prawie rok miałem czerwono-czarną plamę na białku oka. Oko boli mnie czasem do dziś.

by KsiazeIktorn

* * * * *

UDOWODNIŁ

Miałem może z 8 lat kiedy to z moim kumplem od pieluch wybrałem się na przejażdżkę rowerową wokół domu. Alejka niezbyt zatłoczona, parę samochodów na krzyż, a my zamieniliśmy się na rowery. Kilka kółek i do głowy z nudów zaczęły przychodzić "mądre" pomysły, założyliśmy się, kto dłużej pojedzie "bez trzymanki". Ja, jako starszy, musiałem oczywiście udowodnić, że jestem w tym lepszy. Na długiej prostej puściłem kierownicę i zacząłem pedałować ile sił w nogach. Na liczniku było kolo 25 km/h, kumpla w mgnieniu oka dogoniłem i pech chciał, że wjechałem w jego koło. Takiego orła nie wywaliłem więcej w życiu. Kumpel podchodzi, podnosi rower i mówi, że na szczęście cały, swój wziąłem pod pachę. Na następny dzień pojechałem z rodzicami do szpitala. Miałem wstrząśnienie mózgu i złamaną kość promieniową, ale dobry tata na następny dzień na otarcie łez kupił mi nowego górala. Tym razem miał kierownicę z rogami.

by Skywolker0 @

* * * * *

TALENTNY BRAT

Mój brat jest wyjątkowo talentnym stworzeniem. Szczególnie jeśli chodzi o robienie sobie krzywdy.

Brat (lat 1) raczkuje sobie po domu. Już czasem chodzi na nóżkach, ale zwykle mu się nie chce. Ja siedzę w pokoju i się ubieram do przedszkola. Mama krząta się po sąsiadującej z naszym pokojem kuchni. Młody plącze się gdzieś pod nogami wszystkim po kolei. Aż nagle wrzask i pisk. Pierwsze spojrzenie mamy na Młodego, który drze się w niebogłosy. Drugie spojrzenie na stół, z którego smętnie zwisa kawałek obrusa, a jeszcze przed chwilą stał termos z dopiero nalaną wrzącą herbatą dla taty. Młody chciał pewnie wstać, to pociągnął za obrus i wylał na siebie całą zawartość termosu. Do dziś (19 lat) ma wielką bliznę na szyi i połowie klatki piersiowej.

Wieś. Taras domku, na który prowadziły trzy stopnie. Ja (lat 6) siedzę sobie i maluję kredą prawdziwe dzieła sztuki na betonie. Brat (lat 3) jeździ sobie takim odpychanym nóżkami samochodzikiem. Ogólna sielanka i radość, do momentu kiedy Młody nie postanowił odbyć nieco dalszej wycieczki. Zjechał radośnie po tych trzech stopniach, spadając na łeb i rozwalając go sobie dość konkretnie. Ja w pisk, mama przybiegła i od razu do samochodu i trąbiąc na całą wiochę do szpitala. Skończyło się na kilku szwach. Blizna do dziś.

To było już kilka ładnych lat później. Młody miał jakieś 7 lat, ja 10. Nudziło nam się z jakiejś okazji przeokrutnie. Rodziców w domu nie było, więc szukaliśmy sobie rozrywki. Zaczęliśmy więc grać w ciuciubabkę. Zakręciłam Młodemu jakąś szmatkę na oczy i zaczęłam nim kręcić. Chyba trochę z tym kręceniem jednak przesadziłam, bo jak go puściłam to stracił równowagę i dosłownie wbiegł idealnie na kant szafy. Jak to zobaczyłam, to wzięłam go za rękę i zaciągnęłam do łazienki, po drodze ściągając mu przepaskę z oczu. Jak doszliśmy do łazienki, to dopiero jak zobaczył się w lustrze to zaczął wrzeszczeć. Na szczęście ojciec był gdzieś w okolicy i usłyszał. Oczywiście szpital i kolejne szwy, i blizna na czole. A najlepsze, że z tego co mówił, czuł tylko jak mu coś do oczu cieknie, ale go nie bolało.

by Nadziejapunk @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!
111
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Carving owocowy, czyli arcydzieła z owoców
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II
Przejdź do artykułu Czasami mniej znaczy lepiej, czyli przykłady świetnego designu
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I
Przejdź do artykułu 7 zwariowanych ciekawostek z odległego Kazachstanu
Przejdź do artykułu Ostatnia akcja agenta Tomka z CBA
Przejdź do artykułu 7 zadziwiających przypadków lunatykowania

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą